Dzisiaj trochę z innej beczki.
Czasami warto zrobić wykopaliska w piwnicy swojego domu. Po rozmowie z kolegą o starych aparatach postanowiłam poszukać starego Zenita swojego taty, bo tylko o jego istnieniu wiedziałam. Zamiast tego znalazłam innego Zenita i ku mojemu zaskoczeniu okazał się on mojej mamy, a razem z nim leżała lampa błyskowa od aparatu taty. Dzisiaj tak na prawdę przypadkowo wygrzebałam aparat taty, który niestety jest zepsuty… a szkoda. Z tego co mówił coś z migawką jest nie tak… no cóż, ale mimo wszystko dużo radości sprawiło mi pobawienie się pokrętłami i obiektywem nawet bez robienia zdjęć. Póki co będą musiały jeszcze poczekać na swoją chwilę, bo najpierw musiałabym dorwać jakieś tańsze klisze, a poza tym wywoływanie zdjęć jest strasznie drogie i trzeba mieć na to fundusze. Pod tym względem wygodniejsze i tańsze są cyfrówki, lustrzanki cyfrowe itd.. Ale za to w takich zdjęciach z kliszy jest jakiś urok, którego nie da się osiągnąć cyfrówką. No ale to moje zdanie. Na koniec przytoczę cytat:
„Amator martwi się o sprzęt,
Profesjonalista martwi się o kasę,
A Mistrz martwi się o światło.”